Garstka wariatów

Garstka odmieńców.
Czy jesteśmy dziwakami? A jeśli nawet, to co z tego? Wcale nie jest nas tak mało, prawda?

Jak Polska długa i szeroka uważa się, że zajmowanie się muzyką jest co najmniej niestosowne, a już na pewno niepoważne. Festiwale i koncerty są dla młodych, niedojrzałych i zdziecinniałych, a festyny narzędziem zbliżającym zarządzających nie swoimi pieniędzmi do reelekcji. Lekcje muzyki zaś to co najwyżej fanaberia odmieńców i podejrzanych dziwaków. Tymczasem z powodu zmian ustrojowych w latach 90 zeszłego wieku, ekonomicznych trwających po dziś dzień i demograficznych jest coraz więcej osób dojrzałych, które w dzieciństwie słuchały radia, w latach młodzieńczych kompilowały własne składanki na kasetach kompaktowych, a obecnie jeszcze nie korzystają z emerytur i mogą sobie pozwolić na ekstrawagancję w postaci co jakiś czas kupionej książki, nie za częstego odwiedzenia teatru czy kieliszka wina z butelki za trochę więcej niż puszka lemoniady. W ramach swoistej sprawiedliwości dziejowej kupują winyle, o których wcześniej nawet nie marzyli na głos, a w chmurze mają tak eklektyczne listy wykonawców, że na ich podstawie można by pisać setki doktoratów z psychologii i dziedzin pokrewnych.

Szanowni Państwo, ci ludzie wychodzą z domów, wsiadają do samochodów, pociągów, samolotów i przemieszczają się do sal koncertowych w różnych miejscach świata tylko po to, by słuchać swoich idoli, poznawać i oceniać artystów podobnych, odkrywać nowych, przeżywać zbliżoną do religijnej ekstazę obcowania z czymś niewymiernym, z przyjaciółmi i (o, zgrozo) z nieznajomymi podzielającymi ich wzruszenie i intymne chwile uniesienia!

Dla takich właśnie osób, dla miłośników przyjemności płynącej z przeżywania kultury nie aż tak powszechnej, by dotknęła bruku, a zarazem nie aż tak zadufanej w sobie, by nikt nie był w stanie jej piękna doświadczyć powstał Siesta Festival, który od kilku już edycji nosi nazwę Gdańsk LOTOS Siesta Festival.
Częste pytanie dziennikarskie – dlaczego Gdańsk? Bo to piękne miasto z fascynującą historią. Jedno z najważniejszych miast Hanzy, a przez odrodzenie powojenne na wskroś polskie. Port dający możliwość dotarcia dalej niż jesteśmy i przyniesienia do serc tego, czego w nich tutaj akurat nie było. Miasto wolności dające przybyszom i mieszkańcom możliwość poznania, zwiedzenia, prostego „pobycia” w przestrzeni uroczej, mądrej, zabawnej, dobrej. Łączące i pozwalające istnieć różnym odcieniom barw osobno, bezkonfliktowo, nie zbijające ich swym ciężarem w jedną, szarą, nierozpoznającą szczegółów masę i dające wiele szans na okrycie czegoś na ich styku.
9lat temu koncepcja stworzenia wielokulturowego, weekendowego festiwalu muzycznego dla osób dorosłych ceniących jednako jakość prezentowanej sztuki i sposób jej odbioru zyskał przychylność władz Gdańska i tak w ostatni piątek kwietnia 2011 roku – roku 10lecia kultowej audycji radiowej Siesta, prezentującej muzykę różnych stron świata i jazz, który z definicji przecież ciągle interpretuje znane tematy i tworzy ich nowe, intrygujące wersje i miraże zaistniał na polskiej arenie festiwalowej.

Pierwszym koncertem festiwalowym był występ walczącej o prawa ludzi i prześladowanej w swoim kraju Souad Massi łączącej reagge, pop, muzykę arabską i fado w jedną intrygującą całość. Dwa ostatnie niedzielne koncerty to ponad dziesięciu artystów z różnych stron świata, z Grammy i innymi nagrodami w swej karierze na scenie Filharmonii Bałtyckiej, przedstawiających polskie pieśni w swych wspólnych kolorowych interpretacjach oraz klubowy koncert pełen tańca, zabawy i melancholii wyśpiewany w językach Afryki i pozyskanym od kolonizatorów portugalskim.

Ta edycja pokazała i wyznaczyła drogę na przyszłość: Festiwal jest miejscem, gdzie miłośnicy luzofonii znajdują swoje rytmy, dźwięki i właściwy puls serca. A jest ich coraz więcej i na świecie, i w Polsce.
Morna – jeden z rodzajów muzyki Wysp Zielonego Przylądka właśnie został wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO, a Fado, które od początku włada festiwalowymi nocami, na które biletów zawsze jest za mało jest na tej liście nomen omen od 2011 i ciągle zyskuje rzesze wyznawców.

Festiwal przyjął się nad podziw i mimo swego kameralnego charakteru ściąga do Gdańska publiczność Trójmiasta, Polski i świata. Jest jedną z wizytówek miasta i jeszcze jedną okazją do odwiedzenia go tuż przed wybuchem wiosny, przed słońcem lata. Jest jaskółką nowych doznań i jak jaskółka objawia się nam co roku, a to dzięki wielkiej pomocy Gdańska oraz sponsora tytularnego festiwalu Grupy LOTOS, która widzi sens nie tylko w sponsoringu sportowym, ale także zauważa wartość oryginalnych wydarzeń kulturalnych, które wspiera swym udziałem.
Dzięki temu, a przede wszystkim dzięki fantastycznej publiczności, która jest nieodzownym i najważniejszym elementem każdego wydarzenia kulturalnego Gdańsk LOTOS Siesta Festival mógł gościć tak wielkie i ważne nazwiska jak Tito Paris, Lura, Mariza, Ana Moura, Omara Portuondo, Eliani Elias, Yasmin Levy, Melody Gardot… Mógł gościć po raz pierwszy w Polsce gwiazdy takie jak Anoushka Shankar jak i wyszukać dla polskiej publiczności artystów nowych, na początku swej światowej kariery, a niezwykle ciekawych i fascynujących. Dał i nadal daje możliwość odbycia wizyty w lizbońskich tawernach muzycznych nad brzegiem Motławy i nie tylko posłuchania, ale i dotknięcia, i porozmawiania z najważniejszymi wykonawcami Fado na świecie. A, co chyba najważniejsze: ci wszyscy artyści okazują się być przemiłymi, otwartymi ludźmi, z którymi, jak z przyjaciółmi, wspaniale spędza się czas, bo nie powiedziałem wcześniej: Gdańsk Lotos Siesta Festival to festiwal muzyki szczęśliwej, z którą już nie tylko weekend, ale jeszcze poprzedzający go czwartek można spędzić na kulturalnych miniwakacjach jadąc niedaleko lub dochodząc spacerkiem przez kładkę czy zmieniającą się z roku na rok Marinę i Ołowiankę.

Dlaczego ten jeden festiwal miałby być tak wyjątkowy, by poświęcać mu czas w krakowskim magazynie o kulturze? Dlatego bo wielu Krakusów zasiada na widowni Filharmonii Bałtyckiej i pląsa w klubach Gdańska na koncertach siestowych; bo ten festiwal znam i zostałem poproszony o napisanie o nim ( 😊), ale co naprawdę ważne: osób żywo zainteresowanych sztuką, kulturą jest wbrew pozorom wiele; nie tylko imprezami biesiadnymi tej kraj żyje; osoby dojrzałe równie chętnie wychodzą z domów, co ich studiujące latorośle i też chcą mieć możliwość wydarzeń adresowanych właśnie do nich i wcale nie przeszkadza to skakać jednym i drugim, i wywijać dłuższą czy rosnącą już tylko na plecach grzywką na koncercie Toola; no i dlatego, że oryginalne, dobrze przemyślane i równie sprawnie prowadzone wydarzenie kulturalne to bardzo skuteczne, a uroczo subtelne narzędzie promocji miejsca, miasta, regionu; a także – o czym już tu wspominałem, bez zrozumienia tego przez władze miasta, bez tak dobrej współpracy z samorządem i przyjaznymi kulturze sponsorami tego zrobić się nie da, więc wszędzie, gdzie się da dziękować należy…

No i dlatego, że dziesiąta edycja Gdańsk LOTOS Siesta Festival jawi się niezwykle ciekawie, o czym być może innym razem, i dlatego, że miło wiedzieć, że w tych naszych dziwnych czasach nie jest się dziwadłem tylko dlatego, że ważna jest estetyka, jakość, że życie przez Ż, to „kwestia smaku, tak, smaku”, że pozwolę sobie wziąć tu coś z Herberta, bo jest się w całkiem sporej grupie pozytywnych wariatów i dzięki temu to jedno jedyne życie naprawdę musi być przez Ż bo przecież se ne vrati…