The Cure – Mroczna trylogia – 17 Seconds, Faith, Pornography
Recenzje z archiwum Alternativepop.pl
The Cure – Seventeen seconds
1980 – Fiction
Drugi właściwy album w dyskografii The Cure, to początek trzypłytowej drogi cierpienia, mroku i przygnębienia zakończonej „Pornografią”. Płyta krótka, jak było podówczas w zwyczaju, trwa zaledwie 35 minut i 41 sekund. Zawiera 10 nagrań, w których słychać zarówno postpunkowo-nowofalową pasję, jak i charakterystyczną w tym okresie dla The Cure zagęszczoną atmosferę przygnębienia. Znajdujemy się pomiędzy tym, co The Cure zademonstrował na krążku debiutanckim, a tym co przedstawił na dwóch następnych płytach. Warto odnotować, że Robert Smith inspirował się w tym okresie m.in. płytą Davida Bowiego „Low”. „17 seconds” ukazała się w kwietniu 1980 roku. Dotarł do brytyjskiego Top 20 a w Australi zyskał status platynowej płyty. Zawiera jedną perłę – „A Forest”. Album nie jest jeszcze tym, co The Cure przedstawił na „Faith” i „Pornography”, ale należy do pozycji obowiązkowych dla każdego miłośnika zimnej fali i wielbiciela talentu Smitha. [9/10]
The Cure – Faith
1981 – Fiction
Trzecia płyta w dyskografii i druga część klasycznej trylogii The Cure. Muzyka pod wpływem nastrojów Smitha stawała się coraz bardziej mroczna, dołująca i „zimna”. Na „Faith” The Cure prezentuje się w swoim najbardziej intrygującym stylu – cold wave. Podobno przed nagraniem płyty Robert Smith chodził po kościołach i obserwował modlących się. Na pewno jakąś reminiscencją tego jest okładka, przedstawiająca zamglony widok opactwa Bolton w pobliżu Shipton, w północnym Yorkshire. Na płycie jest 8 nagrań. Całość trwa niecałe 37 minut. Muzyka, oparta na minimalistycznym instrumentarium – bas, gitara, perkusja i wokal Smitha, wywołuje nastrój przygnębienia. Schodzi w głąb duszy, jak w numerach: „The Holy Hour”, „Other voices” czy „All Cats Are Grey”. „Faith” przygotowuje do, zamykającego mroczny okres twórczości, opus magnum – „Pornography”. Niektórzy uważają „Faith” za niepowtarzalne arcydzieło. Na pewno nie bez racji. [9/10]
The Cure – Pornography
1982 – Fiction
Trzecia część trylogii – „Seventeen Seconds”, „Faith”, „Pornography” – i czwarta regularna płyta wieńczy dzieło zapoczątkowane na „Seventeen Seconds”. „Pornography” do dzisiaj przygnębia i dołuje. To jedna z najbardziej ponurych płyt w historii muzyki rockowej. Znowu osiem kompozycji, ale już nieco dłuższych. Całość trwa trochę ponad 43 minuty. Od początku schodzimy do głębin. Każdy najmniejszy odruch zadowolenia z życia musi podjąć wyzwanie rzucone przez Roberta Smitha. Kolejne utwory są jak gwóździe wbijane w serce. Ta muzyka to prawdziwe ukrzyżowanie. Jeśli ktoś ma znajomego, który szykuje się do wyjazdu na Filipiny, by być przybitym do krzyża, koniecznie powinien najpier wysłuchać „Pornography”. To będzie niezłe przygotowanie…
To rzeczywiście pornografia. Pornografia duszy Smitha, odkrywająca także pokręcone zakamarki duszy słuchacza. Im dłużej słucham płyty, tym bardziej przekonuję się , że to pozycja wyjątkowa. Od kilku lat wracam do niej w chwilach kiedy ogarnia mnie przygnębienie. Paradoksalnie „Pornography” pomaga w odzyskaniu dobrego nastroju. U każdego reakcja może być jednak inna. To muzyka nasycona prawdą o człowieku i życiu. [10/10]