Czy kultura pokazuje faki?

Muzyczny Przegląd Tygodnia 2 sierpnia 2021

Felieton jest gatunkiem publicystycznym, który pozwala autorowi tekstu na utrzymanie go w osobistym tonie i wyrażać własny punkt widzenia, i dzisiaj pozwolę sobie skorzystać z przysługujących mi praw bardziej, niż robię to zazwyczaj. Krótko mówiąc, w dzisiejszym artykule pojadę po bandzie. Podzielę muzykę na wykwintną i niewykwintną, wypowiem się na temat cyfryzacji Polskiego Radia, wskażę Wam alternatywny pomost między przeszłością a przyszłością i – jak zawsze – podzielę się z Wami paroma singlami wartymi uwagi. Zapraszam!

Raper chce kupić planetę, a Polskie Radio chce nadawać w technologii DAB+

Amerykański raper Lil Uzi Vert słynie z oryginalnych pomysłów – na początku tego roku kupił diament o wartości 24 mln dolarów i… wszczepił go sobie w czoło! To widocznie działa, ponieważ teraz wpadł na pomysł kupna planety. Już od dawna można kupować certyfikaty świadczące o posiadaniu działki na Księżycu czy Marsie. Partnerka Elona Muska niedawno napisała w swoim tweecie, że Amerykański raper finalizuje transakcję kupna planety WASP-127B.  To gazowy olbrzym oddalony od nas o 520 lat świetlnych. Jednak to nie takie łatwe, bo od ponad pięćdziesięciu lat obowiązuje Traktat o Przestrzeni Kosmicznej przyjęty w 1967 roku przez ONZ, który nie pozwala rościć sobie praw do obszarów znajdujących się w kosmosie – nieważne, czy jest to działka na Księżycu, planeta, czy gwiazda. A więc co kupił Lil Uzi Vert i komu zapłacił? Jak skwitował całą przezabawną sytuację Radek Kosarzycki z portalu Spider’s Web: „Jak mawia stare angielskie przysłowie: Głupota i pieniądze nie idą w parze. Mam wrażenie, że pasuje ono tutaj jak ulał”. Ja jednak obawiam się, że ostatnimi czasy dla obrzydliwie bogatych ludzi (tych próżnych) nie liczy się to, co kupują i czy to, co kupują istnieje, ale ważne jest to, ile „to” kosztuje oraz że ich na „to” stać. Przypomnę, że niedawno włoskiemu artyście Salvatore Garau udało się sprzedać niewidzialną rzeźbę za 18 tys. dolarów. Każdy ma prawo do zaspokajania swojej próżności; szkoda tylko, że ubożeją na tym piękne wartości, takie jak np. altruizm.

Polskie Radio chce popchnąć Polskę do przodu. Od października rozgłośnie Polskiego Radia w cyfrowym standardzie, który podbija Europę, będą docierać do ponad 80% ludności kraju, a powierzchniowo zasięg przekroczy 60%. Obecnie Polskie Radio to jedyny nadawca, który wszystkie programy własne nadaje w technologii DAB+. Na dzień dzisiejszy zasięg PR w cyfrowej radioemisji to 44% powierzchni kraju, co oznacza, że rozgłośnie nadawcy publicznego docierają do około 25 mln mieszkańców Polski (67% potencjalnych odbiorców). Co zawdzięczamy cyfrowej technologii? Odnajdywanie stacji po nazwach przy pomocy jednego przycisku, a nie po częstotliwościach; czysty i pozbawiony szumu dźwięk, możliwość zaprogramowania  odsłuchu audycji i nagrywania z tygodniowym wyprzedzeniem, a także możliwość przesyłania grafik. Z emisją analogową już w 2017 roku na dobre pożegnała się Norwegia, a Szwajcaria przeskoczy na cyfrową emisję najpóźniej w 2023 roku. „Wszędzie rozwijana jest ta technologia, a Polska nie powinna zostać pod tym względem w tyle” – tak powiedziała portalowi Wirtualnemedia.pl Monika Kuś, rzeczniczka Polskiego Radia. W pełni się z nią zgadzam! Jednak starą prawdą jest, że postęp ma zawsze wielu przeciwników i tak jest również w tym wypadku. Zdaniem Pani Moniki Kuś:

Z punktu widzenia rynku główną barierą cyfrowego radia w Polsce nie jest dostępność czy koszt urządzeń dla słuchaczy, ale raczej niechęć części nadawców komercyjnych do wyzwania, jakim jest dokonanie skoku cyfrowego”.

Innymi słowy, stare komercyjne miśki już dawno temu podzieliły tort między siebie i nie mają zamiaru wprowadzać zmian na podzielonym już rynku. To poniekąd zrozumiałe, bo skok z nadawania analogowego na cyfrowe to z pewnością olbrzymie koszty. Zamiast tego komercyjne stacje radiowe oferują swoje programy i całą masę dodatkowych treści w internecie oraz mobilnych aplikacjach – tak, jak robi to obecnie Gdynia Radio, które niedawno wprowadziło do swojej oferty mobilną aplikację, pozwalającą użytkownikom na bezpłatne korzystanie z audycji w jeszcze bardziej swobodny i wygodny sposób. Polskie Radio jednak sprzeciwia się opieraniu cyfryzacji na samym internecie, zarzucając tym rozwiązaniom wiele wad. Takie alternatywne rozwiązanie w praktyce oznaczałoby zdecydowane odejście nie tylko od emisji FM, ale też DAB+. PR argumentuje to tym, że wówczas oznaczałoby to ponoszenie dużych dodatkowych kosztów dostępu do usług radiofonii. Wspomina się przy tym o limitach transferu internetu mobilnego, za który przecież się również płaci. Nie wiem jak Wy, ale ja kompletnie nie kupuję tego argumentu. Dlaczego? Mamy 2021 rok i coraz więcej dziedzin naszego codziennego życia przenosi się do sieci, a ponadto i tak każdego dnia zapewniamy sobie płatny i niemal nieograniczony dostęp do transferu danych. Ba! Może z biegiem czasu dzięki przeniesieniu się stacji radiowych całkowicie do sieci i aplikacji mobilnych, udałoby się mocno ograniczyć albo w ogóle wyeliminować wszędobylskie reklamy drażniące nas pomiędzy audycjami i muzyką? W końcu za indywidualne korzystanie z aplikacji mobilnych komercyjnych nadawców moglibyśmy płacić niewielkie comiesięczne kwoty, tym samym uwalniając stacje od konieczności pozyskiwania środków z reklam. Byłaby to idealna sytuacja WIN-WIN. Ja sam nie miałbym nic naprzeciwko, aby płacić, powiedzmy symboliczne kilkanaście złotych miesięcznie, aby tylko nie musieć słuchać pomiędzy piosenkami zachęt do przykładowo zaciągnięcia kredytu.

Macie ochotę na kosmiczno-Jugosłowiański odjazd?

W zeszłym tygodniu na bandcampie pojawiła się możliwość kupna przedpremierowo winylowego wznowienia ścieżki dźwiękowej do filmu Goście z galaktyki Arkana (Gosti iz galaksije), zremasterowanego i zremiksowanego przez 11 artystów. W ten sposób artyści stworzyli na nowo pierwszą w pełni elektroniczną ścieżkę dźwiękową w Jugosłowiańskiej kinematografii. Film miał premierę w czerwcu 1981 roku, ale zremasterowane nagrania nadają muzyce filmowej nowe życie. Za oryginalną ścieżkę dźwiękową był odpowiedzialny nieżyjący już chorwacki kompozytor Tomislav Simović, natomiast za mastering tegorocznego wznowienia m.in. chorwacki duet Alen & Nenad Sinkauz. Płyta zostanie wydana 20 sierpnia nakładem wytwórni Fox and His Friends. Już niespełna 20-minutowy fragment płyty (trwającej 78 minut) zapiera dech w piersiach i stanowi nie lada ciekawostkę nie tylko dla miłośników muzyki elektronicznej. To nastrojowa ścieżka dźwiękowa, pełna dramatyzmu (chociaż sam film został sklasyfikowany jako komedia) i klimatu rodem z państw bloku wschodniego lat 80. Na płycie usłyszymy też oryginalne dialogi przeniesione z filmu wprost jako uzupełnienie ilustracji muzycznej.

Czy kultura pokazuje faki?

Do rozważań nad tym, w jakim kierunku podąża obecnie muzyka komercyjna w ujęciu kultury masowej, zainspirował mnie post Miley Cyrus. Otóż gwiazda muzyki pop opublikowała na swoim fejsbukowym profilu zdjęcia z występu na festiwalu Lollapalooza w Chicago, na których podnosząc bluzkę „chwali się górną bielizną” w charakterystycznym i jednoznacznym geście, oraz pokazuje faki. To dla mnie nic nowego, nie jestem zaskoczony podobnymi obrazkami – w końcu ten gest funkcjonuje jako symbol odkąd wynaleziono i spopularyzowano fotografię. Jednak od jakiegoś czasu razi mnie swego rodzaju taka naga, literalna wulgarność, z jaką idole milionów ludzi posługują się, aby kreować wizerunek.

I to wcale nie wizerunek wrażliwego artysty, który chce uduchowić i uwrażliwić odbiorcę na piękno, ale artysty, który własną postawą odwołuje się do zachowań prymitywnych, niskich i wulgarnych – typowych dla ludzi lekkich obyczajów. To właśnie z tym kojarzy mi się dzisiaj muzyka komercyjna – z seksizmem, luzowaniem obyczajów, nawoływaniem do przemocy i demoralizacją. Jest w niej jednak coś, co przyciąga wiele osób i może być na swój sposób atrakcyjne w oczach niektórych odbiorców. Obyczaje przeciętnego człowieka dzisiaj różnią się od tych, które obowiązywały jeszcze pięćdziesiąt lat temu – świat się zmienia, a wraz z nim zmienia się również położenie pejoratywności względem słów, zachowań i obrazów. Jest to jednak dość subiektywne, bo przecież coś, co jest powszechne, wcale nie musi być normalne, a to, co uchodzi za pożądane i jest szeroko rozumianą „kulturę osobistą” nie jest powszechne.

I tak jak savoir-vivre dzieli dania na wykwintne i niewykwintne, tak ja postanowiłem stworzyć własny, subiektywny podział dokonań muzycznych na wykwintne i niewykwintne. Warto przy tym pamiętać, że savoir-vivre nie zabrania spożywania dań niewykwintnych, on po prostu nie poświęca im uwagi.

Uważam, że artysta wartościowy, to taki, który nie oblicza swoich dzieł na wywołanie niskich reakcji, reakcji sprzecznych z ogólnie przyjętymi normami. Zadaję sobie pytanie: co czuję po wysłuchaniu danego utworu, czy płyty? Czy to, czego słucham, wzbudza we mnie złe emocje, czy może raczej wzrusza, urzeka i skłania do refleksji? Może dodaje pozytywnej energii? W końcu: czy kultura, którą karmię własny umysł, pokazuje faki?

Wydając płytę, Eilish nie zrobiła wielkiego kroku

W piątek wyszedł w świat nowy album Billie Eillish i muszę przyznać, że Billie pozytywnie mnie zaskoczyła. Przede wszystkim to jest płyta artystycznie dojrzalsza od poprzedniczki, bardziej stonowana, bez tylu fajerwerków i zbędnego szumu. Na płycie Happier Than Ever, Billie Eilish podniosła sobie wokalną poprzeczkę – jest o niebo lepiej, niż na poprzednim albumie z 2019 roku i słychać to wybitnie. W tym miejscu muszę pokornie przyznać, że myliłem się co dziewczyny z LA, bo sądziłem, że artystce nie uda się odnieść większego sukcesu, niż zrobiła to wydając WHEN WE ALL FALL ASLEEP, WHERE DO WE GO? Amerykanka jednak nie zrobiła wielkiego kroku, ale wielki skok. Jestem przekonany, że przyzna to każdy, kto wysłucha obie płyty w kolejności chronologicznej – nie da się tego nie przyznać. Kiedy oglądam poniższe nagranie, aż rosnę z dumy, chociaż nie znam Billie osobiście. Przekonajcie się sami, jak bardzo zmieniła się od 2019 roku!

Zaskakujące jest to tym bardziej że cały album Billie Eilish nagrała jedynie ze swoim bratem Fineaszem, oddając mu pod opiekę również sekcję rytmiczną, a także pozwalając mu zatroszczyć się o dźwięk płyty. Album miksował Rob Kinelski, a mózgiem masteringu stał się tym razem Dave Kutch. Płyta jest utrzymana w zdecydowanie innym tonie i nastroju niż poprzedni krążek, ale zachowuje wszystkie cechy typowe dla muzyki Billie. Tak, jakby wszystko to, co w niej najlepsze, dojrzało i stało się bliższe wytrawności. Dotyczy to również tekstów, które na tej płycie są bardziej szczere, odważne i… prawdziwe?

Parę singli szuka słuchaczy, czyli ogłoszenia niematrymonialne

The Wait is Over – The Rugged Nuggets:

Dni – Kamil Kowalski i Natalia Grosiak

na zdjęciu: praca „Lichy Palec” autorstwa Wojciecha Rygało z wystawy Moim Zdaniem

fotografia: Justyna Bi